Z cyklu, na kanwie, tudzież niwie…

Tym razem postanowiłem poruszyć temat choroby lokomocyjnej. W internecie bez większego problemu można znaleźć wiele artykułów (z reguły autorstwa lekarzy weterynarii) dotyczących tej dość nieprzyjemnej przypadłości, od której nie jest wolna żadna rasa psów. Ja jednak, z dość oczywistych względów, chciałbym skupić się na hawańczykach. We wspomnianych artykułach można przeczytać, że na chorobę lokomocyjną (zwaną także kinetozą) cierpi ok. 15 – 20% psów. Z naszych doświadczeń wynika, że w przypadku hawańczyków, ten udział jest wyższy, choć oczywiście trudno mi jest pokusić się o konkretne wskazanie np. 30, czy też 40%. Bez cienia przesady można jednak powiedzieć, że w tej rasie choroba lokomocyjna stanowi problem. Proponuję jednak nie demonizować użytego przeze mnie słowa „problem”. O problemie z prawdziwego zdarzenia to mogą mówić właściciele np. nowofundlandów, o ile ich pupile cierpią na chorobę lokomocyjną. Proszę spróbować zapakować niufa do samochodu, gdy on tego nie chce. Proszę spróbować sprzątnąć „pół wiadra” zawartości żołądka z tylnego siedzenia itp. Nie demonizujmy więc, ale i nie lekceważmy kwestii choroby lokomocyjnej. No i coś na pocieszenie, a mianowicie hawańczyki z TEGO WYRASTAJĄ! Pomijam te, które nigdy tego typu problemów nie miały. One po prostu nie mają z czego wyrastać.

Objawy choroby lokomocyjnej są dość proste do zidentyfikowania, gdyż z reguły kończą się wymiotami (zwanymi także nalotami na Rygę, straszeniem armatury, rzucaniem pawia, rozmową z niedźwiedziem itp. …wprost uwielbiam bogactwo języka polskiego!). Wymioty często, lecz nie zawsze, poprzedzone są nerwowym zachowaniem, ziajaniem, przełykaniem śliny i obfitym ślinieniem się. Innymi słowy klasyczny scenariusz wygląda mniej więcej tak: ziajanie, przełykanie śliny, ślinienie się i paw. Ale możemy mieć też do czynienia z mniej klasycznymi, a mianowicie od razu paw, albo bez pawia i kończy się na ślinieniu. Dodam, że wbrew pozorom z pawiem jest dużo mniejszy problem niźli ze ślinieniem się.

Czy i jak można zapobiec chorobie lokomocyjnej? Teoretycznie warto się kierować pewnymi zasadami. Nawet jeśli nie pomogą, to nie zaszkodzą. Dzień przed podróżą, ograniczamy pędzlowi jedzenie, a w dniu podróży powinien być na czczo. Unikamy „szarpanego” prowadzenia samochodu typu gwałtowne hamowanie, przyspieszanie, zmiany pasów. Nie unikniemy jednak masakrycznych dziur w naszych polskich drogach… W przypadku długiej podróży staramy się robić częste postoje. No i na koniec ewentualna wizyta w gabinecie weterynaryjnym i zastosowanie środków farmakologicznych. Jak to się przekłada na praktykę? Różnie! Czasami zdaje egzamin w 100%, a czasami nie, ale warto jednak ww. zasady stosować. W zasadzie tylko jedna sprawa jest tak w 90% pewna, tj. jeśli wjedziemy na drogi treningowe do rajdu Paryż – Dakar (czytaj: dziurawe polskie drogi), zaczną się naloty na Rygę! Choć jeden z naszych piesków, rzygał jak kot także na gładkich jak stół skandynawskich autostradach…

Wielu potencjalnych nabywców szczeniąt z naszej hodowli, zadaje nam pytania o omawianą chorobę. Po opisaniu objawów i sposobów zapobiegania, jesteśmy dopytywani o to, czy upatrzony szczeniaczek będzie się borykał z kinetozą, czy też nie. Chorobą lokomocyjną u hawańczyków rządzi jedna, a na dodatek spartańska w swej prostocie zasada, która – wziąwszy nasze doświadczenie - brzmi: NIE MA ŻADNYCH ZASAD! A poniżej garść naszych doświadczeń w tym temacie.

1/ Fakt, że rodzice szczeniąt nie cierpią na chorobę lokomocyjną nie oznacza, że nie dopadnie ona niektórych szczeniąt z miotu.
2/ Fakt, że rodzice szczeniąt cierpią na chorobę lokomocyjną nie oznacza, że dopadnie ona niektóre szczenięta z miotu.
3/ Fakt, że szczenięta pochodzą ze skojarzenia, w którym jedno z rodziców borykało się z chorobą, a drugie nie, absolutnie nie oznacza, że w miocie 50% szczeniaków ta choroba dopadnie, a 50% nie.
4/ Fakt, że szczenię przebyło z hodowli do domu np. 500 km bez objawów choroby nie oznacza, że następnego dnia nie zwymiotuje w drodze do weterynarza na dystansie 1 km.
5/ Fakt, że szczenię przebyło z hodowli do domu np. 500 km często wymiotując nie oznacza, że następnego dnia jadąc na podobnym dystansie, będzie wymiotowało.
6/ Fakt, że pędzel do 9 miesiąca swojego życia nie wymiotował nie oznacza, że po ukończeniu 9 miesiąca nie zacznie.
7/ Fakt, że pędzel do 9 miesiąca swojego życia wymiotował nie oznacza, że po ukończeniu 9 miesiąca nie przestanie.
8/ Fakt, że mając do pokonania dystans np. 500 km, bez problemu przejechaliśmy 498 km nie oznacza, że paw nie zostanie rzucony na 499 km.
9/ Usiłowanie „przyzwyczajania” rzygającego pędzla do podróży, poprzez częstsze zabieranie go na wojaże, nie zdało egzaminu.

Wartości wyrażone w kilometrach i miesiącach, mają oczywiście charakter przykładowy. Widzicie Państwo jakiś wspólny mianownik? Ja nie! Ale chętnie wysłucham sugestii.

Nie wszyscy właściciele pędzli zetkną się z problemem kinetozy. Pomijając hawańczyki, których ta choroba nie dotyka, osoby nieprzewidujące podróżowania za swoim pupilem, albo jedynie okazjonalne wyjazdy (np. na wakacje), nie odczują jej skutków. Inaczej sprawa będzie wyglądała w przypadku osób często podróżujących (np. regularne wyjazdy weekendowe) i chcących zabierać ze sobą pędzla. Tutaj trzeba po prostu stosować wskazane powyżej zasady i pamiętać o tym, że ONE Z TEGO WYRASTAJĄ! W najgorszej sytuacji, znajdują się wystawcy, jeżdżący po całej Polsce i za granicę, po to by na różnych wystawach prezentować swoje pędzle. Ale to jest już raczej temat na odrębny artykuł.

Tekst: Cezary Szczepaniak