Z cyklu, ty to sobie kawał świata zwiedzisz, czyli rzecz o kynoturystyce :)

Słowo się rzekło, kobyłka u płotu, pióro czeka na potrzymanie ;), czyli rozpoczynam na stronie nowy cykl. Znajdzie się w nim miejsce na opisy zagranicznych wystaw, miejsc ciekawych do zwiedzenia, hoteli, pensjonatów oraz miejscowego jadła. Konkretnie to znajdzie się, albo nie znajdzie. Dlaczego? O tym poniżej!

„Ty to sobie kawał świata zwiedzisz” to słowa często wypowiadane przez osoby niezwiązane z kynologią, które słyszą o naszych zagranicznych wojażach. Jest to także motto cyklu. Można je oczywiście zastąpić swego rodzaju synonimem, który brzmiałby „naiwność ludzka nie zna granic”…

„Kynoturystyka” oznacza połączenie przyjemnego z pożytecznym, czyli eskapad z psami (np. wystawy, zawody) i zwiedzania, czy też innych form aktywności (spływy kajakowe, wędkowanie itp.). Nie znam twórcy tego pojęcia, ale chylę przed nim czoła!

Berlin, Bratysława, Brno, Bruksela, Budapeszt, Dortmund, Druskienniki, Hoeckendorf, Kijów, Koszyce (Velka Ida), Lipsk, Moletai, Nagykanizsa, Nitra, Ostrawa, Praga i Wilno. W tych miejscach wystawialiśmy psy lub byliśmy na kryciach. Nigdy nie liczyłem dokładnie w ilu wystawach za granicą uczestniczyliśmy, ale sądzę, że nie przesadzę szacując ich liczbę na ok. 60 – 70 (rangi krajowej, międzynarodowej, europejskiej i światowej). Jest to już zatem pewien pakiet doświadczeń, pozwalających z dystansem spoglądać na ceny jadła, jakość usług hotelowych, warunki panujące na wystawach, czy też możliwość, a przede wszystkim zasadność planowania eskapad turystycznych jako dodatku do wystaw. Oczywiście nie jestem w stanie cofnąć się w czasie i opisywać miejsca, w których byliśmy kilka lat temu, czy nawet rok temu. Cykl będę prowadził na bieżąco, aby wrażenia i refleksje były jeszcze „ciepłe” ;)

Teraz pozostaje mi jedynie skreślenie kilku zdań swego rodzaju wprowadzenia do cyklu. Wprowadzenia dedykowanego przede wszystkim osobom, których pasja kynologiczna jeszcze nie wciągnęła w swe macki. Innymi słowy osobom, których wyobrażenia o kynoturystyce mogą znacznie odbiegać od rzeczywistości, a do grona których i my się zaliczaliśmy rozpoczynając przygodę z wystawami.

Konfrontując podaną przeze mnie ilość wystaw i ilość odwiedzonych miejsc, łatwo się zorientować, że w pewnych miastach byliśmy kilkakrotnie. Można zatem dojść do wniosku, że niektóre miejsca znamy jak własną kieszeń. Szczerze?! Jak własną kieszeń to znamy kilka autostrad w Europie, a miasta a i owszem np. Pragę, ale to dlatego, że w czasach studenckich mieszkałem tam bez mała pół roku, a nie dlatego, że byliśmy tam na kilku wystawach! Przykładowo w Dortmundzie, wziąwszy pod uwagę atrakcje turystyczne, to widzieliśmy Signal Iduna Park i nic poza tym! Dlaczego tak się dzieje? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba pokrótce opisać przykładowy wyjazd i jego różne scenariusze.

Proszę pamiętać, że piszę o własnych doświadczeniach, a zatem o psach wymagających groomingu. To oznacza, że (zakładając wyjazd np. z trzema psami) cała impreza rozpoczyna się dla nas ok. godz. 16:00 w dniu poprzedzającym wystawę i sprowadza się przede wszystkim nie do pakowania, ale do kąpania, czesania i suszenia psów. Te czynności kończą się ok. 22:00. Spać idziemy ok. 23:00, czasem później. Potem podróż - dystans 600 km, z czego 500 km autostradą (czas dojazdu ok. 6 h). Wystawa w centrum miasta, hotel również (czas dojazdu ok. 15 min.). Sędziowanie rozpoczyna się o godz. 10:00, a nasza rasa jest sędziowana o 11:20. Oznacza to pobudkę ok. 02:00 i wyjazd nie później niż o 03:00. Na miejscu jesteśmy ok. 09:00, rozpakowujemy się, odbieramy numery startowe, katalogi itp. O 12:00 kończy się nasze sędziowanie. Nie zdobywamy żadnych tytułów uprawniających do uczestnictwa w finałach. Pakujemy się i ok. 13:30 jesteśmy w hotelu. Spacer z psami, prysznic i o 14:30 jesteśmy gotowi iść w miasto, zwiedzać, delektować specjałami lokalnej kuchni itp. Drugi dzień wystawy wygląda podobnie. O 13:00 wyruszamy do domu, zatrzymując się na dwie godzinki w połowie drogi, aby zwiedzić zamek, który wypatrzyliśmy jadąc na wystawę. Na 22:00 docieramy do domu.

A teraz w powyższym scenariuszu wprowadźmy tylko dwie drobne zmiany. Po pierwsze, nie udało nam się zarezerwować hotelu w mieście, w którym odbywa się wystawa. Zarezerwowany przez nas hotel jest poza miastem, w odległości 50 km od wystawy. Po drugie, zdobywamy tytuł zwycięzcy rasy i zostajemy na finałach. Wystawa kończy się dla nas ok. 19:00. O 20:30 docieramy do hotelu. Spacer z psami, prysznic i o 21:30 jesteśmy gotowi do…snu, albo do poszukiwania czegokolwiek do jedzenia, gdyż na miejscu okazuje się, ze hotelowa kuchnia pracuje tylko do 21:00. Następnego dnia sytuacja się powtarza (zostajemy na finały) i wyjeżdżamy do domu ok. 19:30. Już ok. 02:00 smacznie śpimy we własnych łóżkach…a o 05:00 wstajemy, wkładamy zapałki pod powieki i szykujemy się do pracy. Pro forma dodam, że według tego scenariusza, niczego nie zwiedzamy…

Konkludując, sprawa jest prosta. Jeśli uzyskaliśmy tytuły uprawniające nas do pokazania naszych podopiecznych na finałach lub zgłosiliśmy nasze psy do konkurencji finałowych (najlepsza para hodowlana, grupa hodowlana) i decydujemy się na uczestnictwo w tych finałach, o żadnym zwiedzaniu nie ma mowy! O rozkoszowaniu się lokalną kuchnią też możemy w takiej sytuacji zapomnieć. Stajemy się bowiem zakładnikami posiłków serwowanych na wystawach, które w większości przypadków są po prostu podłe w smaku, a w dodatku bardzo drogie.

Powyższe scenariusze można sobie dowolnie modelować. Proszę spróbować wydłużyć dystans np. do 900 km, albo niech pozostanie tylko 500 km, ale bez autostrad…przez środek miast i miasteczek, przez remontowane drogi itp. Proszę dodać sytuacje, które wcale nie są sporadyczne np. korki. Kiedyś w Niemczech 100 km autostradą jechaliśmy 2,5 h! Albo biegunka u psów długowłosych i konieczność ich kąpieli po pierwszym dniu wystawy. Wtedy w pierwszym scenariuszu nic nie zwiedzicie, a w drugim nawet nie pośpicie!

Oczywiście uważny Czytelnik stwierdzi natychmiast, że przecież można wyjechać dzień wcześniej i wrócić dzień później i na wszystko będzie czas. Poniekąd to prawda. Zdarzały nam się takie sytuacje np. ze względu na atrakcyjność miejsca (np. Budapeszt), albo dystans do pokonania (Bruksela). Taki tryb postępowania wiąże się jednak z dwoma kwestiami, a mianowicie kosztami oraz koniecznością brania urlopu. Jeśli tego typu wypad jest raz do roku problemu nie ma, ale jeśli na takie wystawy wyjeżdżamy np. sześć, siedem lub więcej razy w roku… niestety nie każdy portfel i nie każdy pracodawca to wytrzyma. Trzeba pamiętać, że poza opłatami od każdego psa za zgłoszenie go na wystawę, kosztami paliwa i parkingu na wystawie, które ponosimy niezależnie od tego, czy jesteśmy na miejscu 2 dni, czy 4 dni, wystawcy płacą niemałe pieniądze za hotel, a także za pobyt w nim psów. Przyjazd dzień wcześniej i wyjazd dzień później (licząc np. 2 osoby i 3 psy) będzie oznaczał w praktyce podniesienie kosztów pobytu średnio o ok. 200 euro, a w wielu przypadkach sporo więcej…

Zdecydowanie większe pole do popisu dają wyjazdy na krycia, ale na tle wystaw, przynajmniej w naszym przypadku, są one sporadyczne.

To by było na tyle jeśli chodzi o pewien zarys tematyki kynoturystyki w wykonaniu naszym i wielu naszych znajomych. O szczegółach będę pisał w kolejnych artykułach, do lektury których serdecznie zapraszam.

Cezary Szczepaniak

PS. Zdjęcia dla przyciągnięcia uwagi. Nie mają nic wspólnego z wystawami i kynologią. To rododendrony z naszego ogrodu przy letnim domu.